poniedziałek, 28 września 2015

Alien Big Cats

Bestie – tak nazywane są zwierzęta, które wyglądem odbiegają od norm, bezmyślne, siejące zniszczenie kreatury, krzywdzące ludzi bądź ich dobytki. Czy jednak na pewno są takie krwawe i pełne nienawiści? Skąd biorą się takie monstra? Wiele osób wierzących sądzi, iż są one zesłane przez Boga i mają za zadanie ukarać ludzi. Naukowcy podchodzą do kwestii bestii bardziej rozumnie. Według nich to człowiek jest winny. Monstra stworzyliśmy my sami. Ale jak? Sposobów jest wiele.  Na przykład psy. Gdy są małe, rozpieszczamy je, są naszymi ulubieńcami, martwimy się o nie i chronimy. Gdy dorastają, niektórzy z nas olewają je bądź biją i wyrzucają z domu. Przerażony pies dziczeje, tak rodzi się bestialskie zachowane, które doprowadza do agresji. Zapewne wiecie, dla niektórych osób posiadanie psa lub kota nie jest satysfakcjonujące, zakupują coraz to bardziej egzotyczne zwierzęta, często nawet groźne. Tak więc, nie tylko w cyrku można zobaczyć tygrysa lub geparda w niewoli. Ale zarówno z cyrku jak i z prywatnego domu, taki kiciuś może uciec, nie zawsze jest łapany i grasuje po okolicy, dając gawiedzi pretekst do tworzenia legend na temat strasznych bestii, pożerających niegrzeczne dzieci, czy zabłąkanych ludzi. Tak powstaje zjawisko alien big cats („obce duże koty”). Polega na rzekomym występowaniu dużych kotów na terenach nieobejmujących ich rodzimych stron. Zwykle wokół tego tematu pojawiają się sieci teorii spiskowych, zjawisk nadprzyrodzonych, czy nawet UFO. Używa się też terminu phantom cats („widmowe koty”). Takie anomalie występują zazwyczaj w Australii, Nowej Zelandii, na Hawajach, ba! Mamy nawet przypadek z Polski. Jednak najwięcej doniesień o dużych obcych kotach pochodzi z Wielkiej Brytanii. Ale o tym później.  
Dziś omówię dla was niewielką część tych zwierząt. Na wstępie zajmiemy się bardzo ciekawymi tygrysami kolorowymi.
Na świecie żyje około czterdziestu gatunków kotowatych. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o obserwacji nowych odmian tych zwierząt. Na przykład tygrysy białe: niegdyś były uznawane za czystą fantazję, jak się okazało niesłusznie. Tygrysy białe są obecnie objęte  ścisłą ochroną jako gatunek zagrożony wyginięciem. Zastanówmy się zatem, skoro białe tygrysy były mitem, to czy na świecie mogą żyć inne gatunki kotów, choćby tak absurdalne jak tygrysy niebieskie? Otóż, tubylcy zamieszkujący prowincję Fujian w Chinach utrzymują, że ich tereny zamieszkiwane są przez tygrysy, których sierść ma błękitny odcień. Jest to jak najbardziej możliwe! Należy pamiętać, że na świecie istnieją koty z niebieskawym ubarwieniem, jak chociażby kot rosyjski niebieski. Pierwsze spotkania z tygrysami błękitnymi opisał amerykański misjonarz Harry R. Caldwell w swojej kronice Blue Tiger (1910 r.). Pojedyncze przypadki zarejestrowano w roku 1925 oraz w latach 50. podczas wojny koreańskiej. To świadczyłoby, że niebieskie koty zamieszkują nie tylko Chiny, ale także inne krainy Dalekiego Wschodu. Taki podgatunek nazwany został tygrysem maltańskim. W stanie Oklahoma w zoo odnotowano narodziny kocięta o pseudoniebieskim zabarwieniu.

Rodzice młodego byli normalnie umaszczonymi, bengalskimi tygrysami. Badacze uznali to zjawisko za zwykły błąd genetyczny, tj. któryś z rodziców posiadał wadliwy gen, który był odpowiedzialny za wydzielanie się melaniny. To samo stwierdzono w przypadku czarnych tygrysów. Tę chorobę nazwano pseudomelanizmem. Polega na rozszerzaniu się czarnych pasów tygrysa. Istnieje jeszcze jeden podgatunek: Golden Tabby. Jest to rudawy tygrys z białym brzuchem w czekoladowe pasy; powstaje w wyniku krzyżówki tygrysa białego i normalnego (pomarańczowego). Niestety błękitne i czarne tygrysy nie cieszą się dużą popularnością, ponieważ według badaczy powodem ich odmiennego wyglądu jest zmutowany gen odpowiedzialny za ubarwienie i nie są godne tego, aby uważać je za odrębny gatunek. Generalnie występuje dużo relacji o tygrysach różnego umaszczenia: czarny z Indii, brązowy z Tajlandii, różowy z Afryki… Do wyboru do koloru. Czy są to okazy naturalne? Być może tak, być może nie. Kolorowe koty są na razie przedmiotem badań kryptozoologów i genetyków.

Ciekawy jest przypadek zmutowanego kota, który atakował zwierzęta hodowlane w Exmoor. Wiosną 1983 roku, coś napadało na stada owiec w Wielkiej Brytanii na terenach Exmoor. Świadkowie twierdzili, że był to wyjątkowo duży czarny (lub brązowy) kot, przypominający pumę czy panterę, choć niektórzy stwierdzali, iż był to raczej pies, nie kot.

Zwierzę miało ponad dwa metry długości, ciało było giętkie, a stworzenie poruszało się z niewiarygodną szybkością i zwinnością. W 1983 roku Brytyjskie oddziały Marines wyruszyły na polowanie na kota. Żołnierze potwierdzili jego istnienie. Również miejscowy przyrodnik Trevor Beer widział panterę. Dodał, że łeb był dość płaski, a uszy małe. Nie zrobiła mu krzywdy, popatrzyła się chwile swoimi żółto-zielonymi oczami i odeszła w las. Nie schwytano jednak tego okazu. Za to płynęły doniesienia o innych bestiach rzekomo grasujących w okolicach położonego nieco dalej Dartmoor i Muddiford. Początkowo nie dawano wiary świadectwom ludzi widzących te stworzenia; uważali, że widziano w rzeczywistości domowe koty, psy lub lisy. Trzy lata później wykonano odlew łapy zwierzęcia, badacze stwierdzili, że bez wątpienia pozostawił je wielki kot, prawdopodobnie ryś. W 1989 roku farmer Norman Evans znalazł truchło wielkiego kota. Zwierzę miało brązową sierść, spiczaste uszy, prawie metr długości i pół metra wysokości. Okazało się, że tajemniczy zwierz to kot błotny, w naturze zamieszkuje tereny Azji. Skąd się wziął w Anglii? Zdaje się, że powracamy do tego, co mówiliśmy na początku artykułu.

To jeszcze nie koniec "obcych wielkich kotów"; zapraszamy do przeczytania następnego artykułu, który przy dobrych wiatrach ukaże się za dwa tygodnie :)

Karina Sołtysiak
Bartłomiej Kotra  

sobota, 5 września 2015

Bestia z Bray Road

Bray Road jest cichą wiejską drogą biegnącą niedaleko większego miasta Elkhorn w stanie Wisconsin w USA.  Nagła gorączka niesamowitych relacji na początku lat 90. XX w. skłoniła władze stanu do podjęcia pewnych kroków. Młoda reporterka, Linda Godfrey, z lokalnej gazety Walworth Country Week, zostaje wytypowana, by zbadać całą sprawę. Od kilku tygodni ludność z okolicy Bray Road widuje dziwne, włochate stworzenie. Godfrey początkowo nastawiona była sceptycznie, jednak później z wielkim zaangażowaniem śledziła losy tej kryptydy. Jej seria artykułów dotyczących bestii przerodziła się w książkę o tytule The Beast of Bray Road: Trailing Wisconsin's Werewolf. Nieco później wydała drugie dzieło: Real Wolfmen – true encounters in modern America. A w sumie napisała aż siedem książek o tym stworzeniu. Łatwo się domyślić, że Linda sklasyfikowała bestię z Bray Road jako wilkołaka.



Wilkołak to stworzenia pojawiające się nader często w kulturze, już od starożytnej Grecji; sławny mit o królu Arkadii Lykaonie, który poczęstował bogów olimpijskich ludzkim mięsem, co bardzo rozzłościło Zeusa. Zamienił Lykaona i jego ród w wilki. Nota bene, w Arkadii przez jakiś czas praktykowano kanibalizm, ofiara z człowieka, a następnie zjedzenie go (bądź jego części) miały zapewnić ochronę tamtejszej ludności przed napadami wilków.

Wracając do bestii, stwór po raz pierwszy został zauważony w 1936 r. Świadkowie nie byli jednak zbyt skłonni do zeznań, gdyż obawiali się, że opinia publiczna uzna ich za świrów. Potem bestia widywana była coraz częściej aż do późnym lat 90. Świadkowie twierdzili, że przypominała wilka lub ogromnego, kudłatego człowieka. Miała ponoć dwa metry wzrostu i potrafiła poruszać się na dwóch nogach, z tym, że kolana potwora wyginały się w drugą stronę. Sierść wilkołaka była ciemna, uszy spiczaste. Nasza dziennikarka zebrała szereg niezwykłych opowieści na temat tej kryptydy: jedni twierdzą, że widzieli przemianę wielkiego potarganego człowieka w wilka i vice versa, a nawet, że wilk zamieniał się w ducha!

Przejdźmy teraz do bardziej szczegółowych relacji J
Był rok 1991. Pewna młoda kobieta imieniem Doristine Gipson jechała Bray Road późnym wieczorem. Kiedy zbliżyła się do skrzyżowania z Hospital Road, pochyliła się, by zmienić stacje w radiu. Wtem prawa strona jej samochodu podskoczyła lekko, jakby na coś najechała. Zaskoczona zatrzymała auto i wysiadła. Na drodze nie było nic; rozejrzała się dookoła. Jakiś cień stał niedaleko pojazdu, lecz już poza zasięgiem światła. Postać ruszyła ku niej. Doristine nie widziała dokładnie stwora, lecz był wysoki i dość masywny, słyszała odgłos jego ciężkich stóp. Szybko wycofała się do samochodu, już miała odjechać, gdy bestia niespodziewanie skoczyła na pojazd. Na szczęście dach okazał się zbyt śliski i wilkołak spadł na chodnik, gdy kobieta ruszyła. Nie miała pojęcia, czym było to stworzenie. Może niedźwiedź? Chciał ja zaatakować, ponieważ go potrąciła. Mimo wszystko, postanowiła opowiedzieć sąsiadce o tym spotkaniu i pokazać jej porysowany bok samochodu. Potem wieść szybko rozeszła się po miasteczku Elkhorn i okazało się, że Doristine nie jest jedyną osobą, która widziała bestię.

Pewnej nocy pod koniec tego samego roku, właścicielka baru w Elkhorn, Lorianne Endrizzy, jechała Bray Road. Niemal w tym samym miejscu, co poprzednio Doristine, zobaczyła klęczącą, zgarbioną postać. Zwolniła i podjechała bliżej. Była zaledwie 2 metry od bestii i miała doskonałą okazję, żeby się jej przyjrzeć: twarz była porośnięta szarawą sierścią, podłużna, bardziej przypominała pysk. Żółte oczy śledziły ruch samochodu, ale bestia nie zaatakowała. Lorianne była bardzo rozdygotana po tym spotkaniu; w wywiadzie stwierdziła, że stwór był umięśniony i wyglądał niemal jak potężny mężczyzna, miał nawet pięć ludzkich, normalnych palców! Gdyby nie jego twarz… Gdy tylko usłyszała, że Doris Gripson miała podobną przygodę, upewniła się w przekonaniu, że ta bestia nie była tylko wytworem jej wyobraźni. Natychmiast skontaktowała się z Biurem Kontroli Zwierząt i wraz ze swoją matką udały się do lokalnego wydawnictwa gazet, mając nadzieję, że w ten sposób nagłośnią sprawę. Wtedy na scenę wkroczyła Linda Godfrey. Zebrała masę ciekawych informacji, nie chcę jednak powielać treści, które już w Internecie istnieją, więc dla naprawdę zainteresowanych podsyłam linki J






Faktem jest, że coś, co widzieli ci ludzie, nie było zwykłym wilkiem czy kojotem. To była hybryda, połączenie człowieka i zwierzęcia; tak przynajmniej twierdzą świadkowie. Bestia jednak nie jawi się jako agresywna. Co prawda, pogoniła paru zbyt ciekawskich, ale jedyne co zaatakowała to zwierzęta domowe i hodowlane. Mało tego, przypuszcza się, że wilkołak z Bray Road nie jest pojedynczym okazem. Sceptycy sądzą, że ludzie, nie mogąc sobie wyjaśnić niektórych zjawisk, puszczają wodze fantazji i obarczają winą coś, co w ogóle nie istnieje. Opracowano kilka teorii na temat bestii z Bray Road: że jest to krzyżówka wilka z kojotem lub psem, nieodkryty gatunek psowatych, lub że jest to zwierzę prehistoryczne, które dotrwało do naszych czasów, tzw. shunka warak’in.
Czy to nie wygląda na chwyt turystyczny? Mimo prowadzonych dochodzeń, nie ma wiarygodnych zdjęć, martwych okazów, czy szkieletów. Po wilkołaku pozostają ślady stóp oraz słowa świadków.  


Karina Sołtysiak