środa, 18 listopada 2015

Smoki to wyjątkowo ciekawy i obszerny temat kryptozoologów. Niezwykle trudno jest zebrać wszystkie informacje dotyczące tych stworzeń; filmik Niu Niu też nie wyczerpał tego zagadnienia, ani ten film dokumentalny podany w opisie i wątpię, bym ja to zrobiła. Skupię się więc tylko na jednym aspekcie: smoki w książkach (żeby głupio nie powiedzieć: „Smoki w literaturze”, bo zabrzmi to jak temat wypracowania). Postaram się zestawić kilka starych legend z współczesnymi książkami fantasy i zadecydować, jak bardzo prawdziwe są te gady.


Najsampierw należy wiedzieć skąd wzięło się słowo „smok”. Można powiedzieć, że na tle Europy ma dwa źródła: jedno greckie i jedno prasłowiańskie. Drakan – jak łatwo się domyślić, pochodzi z greki i oznacza „bystrooki” (ładne określenie na smoka, prawda? J). Drugie sъmъkъ lub smokъ – używane wśród plemion prasłowiańskich oznaczało latającego gada, choć równie popularnym słowem było żmij (wąż). A kiedy powstała pierwsza legenda o smoku? Otóż nie wiadomo. Pojawiły się nagle w różnych mitologiach na całym świecie. Możemy zacząć od północy…

Fafnir to smok mitologii nordyckiej. Posiadł on ogromny skarb poprzez ojcobójstwo. Zaszył się w żelaznym domu na wrzosowisku i każdego, kto się zbliżył zabijał trującym jadem. Brat Fafnira – Regin – zlecił herosowi imieniem Sigurd zabicie smoka. Bohater przeszył potwora mieczem, ale jeszcze przed śmiercią, Fafnir ostrzegł go przed swoim bratem. Regin zażądał upieczenia Fafnira, by go potem spożyć. Sigurd przypadkowo sparzył się w palec i włożył go do ust, wtedy zrozumiał mowę ptaków – mówiły o zdradzie Regina, że nie zamierza dzielić się z herosem swoim skarbem i jak tylko skończy robotę, to go zabije. Sigurd postanowił uprzedzić ten czyn. Tak skończyli dwaj smoczy bracia.  

Żmij – skrzydlata gadzia postać ze słowiańskich wierzeń. Była różnie postrzegana w zależności od regionu. Opiekował się wodami i zasiewami, strzegł sprawiedliwości, karał przestępców, walczył ze złymi duchami powietrza. Według niektórych legend żmij okradał obcych z dostatków (pieniądze, zboże…) i zanosił je gospodarzowi, który karmił go i dawał mu schronienie. U południowych Słowian żmij mógł przybierać różne postacie; najczęściej ptasie (kogut, orzeł, żuraw), ale też i ludzką, tak więc mógł obcować z kobietami, a ich potomstwo miało status niemal półboski. Żmije miały też i ciemną stronę – kojarzone były ze wszystkimi smokami w legendach, z którymi walczyli bohaterowie. Przykładem jest Alosza Popowicz – ruski wojownik, który zabił smoka Tugarina. Żmij w Polsce zachował się w nazwie miejscowości: Żmigród.   

Teraz nieco orientalizmu: każdy kojarzy smoki chińskie – długie, giętkie, bez skrzydeł, ale za to z wąsami i dużymi pazurami. Takie smoki zwane są lungami i są niezwykle silnie zakorzenione w kulturze chińskiej. Nie wiadomo do końca skąd pochodzi sama idea smoka jako symbolu, ale istnieje teoria, że wizerunek smoka pełnił funkcję totemu w prehistorycznych czasach, lub też, że gady te były nazywane wodne stworzenia takie jak krokodyle czy węże. Stąd wzięło się przekonanie, że smoki są panami wody oraz pogody – są odpowiedzialne za deszcze, grad i tornada. W mitologii chińskiej istnieją cztery osobne smoki, uosabiające cztery wielkie akweny wodne: Morze Wschodniochińskie, Morze Zachodniochińskie, Ocean Indyjski i Jezioro Bajkał. W dawniejszym czasach każda wioska chińska miała lokalnego lunga zamieszkującego pobliski akwen. 
Legendarny władca i protoplasta Chińczyków – Huang Di – użył wizerunku smoka na swoim emblemacie, stąd czasem nawet i współcześni Azjaci tytułują się „potomkami smoka”.
Samo zwierzę pierwotnie wyglądało dosyć dziwacznie: miało ciało węża, ogon ryby, rogi wołu, pysk wielbłąda, orle szpony, łapy tygrysa i oczy demona. Posiadał nadnaturalne moce, uważany był za symbol szczęścia.
Dziś kult smoka nie jest tak popularny z powodu cenzury (lung na jest fladze z dynastii Qing, której poglądy są niezgodne z ideologiami dzisiejszych Chin), ale też „potomkowie smoka” nie pozwolą znieważać swojego patrona, np. reklama Nike, w której znany koszykarz LeBron James zabija smoka, została natychmiast zdjęta z anteny z powodu licznych protestów.
Temat lunga jest naprawdę obszerny i nie chcę się rozwodzić. Zainteresowani sami sobie ogarną ;).    

Ciekawym przykładem dobrego smoka, opiekuna i nauczyciela ludzi jest Quetzalcoatt  – Pierzasty Wąż. W wierzeniach Azteków był on bogiem nieba (symbolizowały to pióra) i ziemi (wąż). Latający wąż = smok. Przybył ze Wschodu, skórę miał niemal białą, oczy – jasne. Niósł ludziom wiedzę i opiekę. Sprzeciwił się składaniu ofiar z człowieka, za co został wygnany przez innych bogów do miasta Choluli, gdzie wybrał czterech najwierniejszych uczniów i nakazał im szerzyć jego nauki, dopóki nie wróci. Sam Pierzasty Wąż udał się z powrotem na Wschód. Aztekowie tak mocno wierzyli w swojego smoka, że gdy Ferdynand Coretz przybył do Meksyku, ludzie potraktowali go jak boga Quetzalcoatla. 

Nasz smok wawelski odznaczał się wielką żarłocznością – gdy skończyły się Krakowowi woły i owce, dziewice zaczęli dawać smokowi. Oczywiście wszyscy znają podstęp dzielnego szewczyka, który sztucznego baranka zrobił, napchał go siarką i smołą i podrzucił smoki pod jamę. Gdy potwór zjadł, poczuł straszliwe pragnienie i rzucił się do Wisły. Pił, i pił, i pił, aż pękł. Bestia była na tyle sprytna i silna, że zapewniłaby sobie wieczny (tak napisał w legendzie, czyli smok był nieśmiertelny) haracz, gdyby jej własna łapczywość nie zgubiła.     

Tak powstała baza, na której dziś pisarze opierają swoje wyobrażenia mitycznych gadów.

Chyba najbardziej znaną książką o smokach jest Eragon. Smoki w tej powieści nie są traktowane jak zwierzęta. Są bardzo starą rasą, zamieszkującą świat od początku jego istnienia. Dopiero po przybyciu elfów do Alagaësii ich beztroskie życie uległo zmianie. Wybuchła wielka wojna elfów ze smokami, gdyż jeden elf potraktował smoka jak zwierzynę łowną i upolował to szlachetne stworzenie, rozzłoszczone smoki postanowiły się zemścić. Krwawa wojna trwała pięć lat, a pewnie ciągnęłaby się jeszcze, gdyby elf imieniem Eragon nie znalazł smoczego jaja. Postanowił wychować pisklę i wspólnie z nim zażegnać konflikt między ich rasami, co im się z resztą udało. Tak powstało przymierze smoków z elfami, i tak narodzili się Smoczy Jeźdźcy, których zadaniem było utrzymywanie pokoju na świecie. Dalej nie będę opisywać fabuły, bo nie to nas interesuje. Smoki są stworzeniami niezwykle mądrymi, lubią zagadki i łamigłówki. Wykluwają się z owalnych, długich na stopę (ok. 30 cm) jaj. Rosną przez całe życie, więc najstarsze osobniki rozmiarami dorównywały sporym wzgórzom. Po pół roku potrafiły ziać ogniem, a także osiągały wtedy dojrzałość płciową. Smoki mogły żyć wiecznie, chyba że ktoś je zabije lub gdy umrze ich Jeździec. To właśnie było dość niesprawiedliwe, bo gdy smok umierał, Jeździec mógł żyć. 
Był co prawda sposób na przedłużenie życia smoka: mógł zamknąć swój umysł w Eldunarí – Serce Serc – by w ten sposób służyć jeszcze innym swoją wiedzą, energią i magią. Niestety za pomocą Eldunarí można było mieć kontrolę nad smokiem i w złych rękach doprowadzić do tragicznych skutków. Wygląd smoka nie odbiega od stereotypowych wyobrażeń: mają cztery łapy zakończone pazurami, parę skrzydeł, są pokryte łuskami w jednym kolorze, przy czym te kolory mogą być najróżniejsze (czerwone, niebieskie, złote, czarne…). Od czubka głowy po koniec ogona grzbiet pokrywają kolce z małą przerwą – przy wgłębieniu między długą szyją a resztą tłowia. Jest to miejsce przeznaczone dla Jeźdźca. Smoki porozumiewały się z ludźmi telepatycznie, gdyż z rozwidlonym językiem nie mogły artykułować ludzkich głosek. 


Wypowiem się jeszcze na temat filmu, gdyż jest tak totalnie skopany, że (wybaczcie) muszę się wyżyć: fabuła znacznie odbiega od książki i to tak  odbiega, że twórcy tej wspaniałej ekranizacji nie są już w stanie nakręcić kontynuacji, za dużo namieszali w wydarzeniach. Ale trzeba przyznać, że sama postać Saphiry (czyli smoka Eragona) wypadła całkiem nieźle.


Drugą książką jaką wam zaprezentuje  jest Miecz przeznaczenia z sagi o Wiedźminie. Pierwsze opowiadanie pokazuje łowy na smoka. Nie ma dokładnie podanych wymiarów, ale smok, jak to smok, musi być dość spory: jest w stanie przewrócić konia łapą. Niezwykłym dla bohaterów zjawiskiem był kolor potwora – złoty. Złoty „od czubków zarytych w ziemię pazurów po koniec długiego ogona”. Takie smoki istnieją tylko w legendach, więc Geralt i jego przyjaciele (i nieprzyjaciele) byli wielce zszokowani, widząc smukłe, piękne zwierzę siedzące na pagórku. To niestety tylko zwiększyło chrapkę łowców na ubicie gada. Smok dostrzegłszy najeźdźców wyzwał ich na pojedynek. To dowodzi, że nie jest tylko bezmyślnym zwierzęciem: potrafił mówić, posiadł imię (Villentretenmerth – Trzy Czarne Ptaki w przełożeniu na polski), Yennefer wysnuła nawet teorię, że może czytać w myślach. Jeden śmiałek, nie mogąc splamić swojego rycerskiego honoru, stawia się do pojedynku. Smok bez trudu zmiata przeciwnika. Porusza się szybko i zwinnie jak kot. Koniec końców, smok nie zostaje zabity, za to odkrywamy ciekawą tajemnicę złotego gada – potrafi  przybierać każdą postać, także ludzką.  Villentretenmerth mówił, że dla smoków nie ma nic bardziej odrażającego niż człowiek; człowiek budzi w nich instynktowny wstręt, czy może nawet lęk. Ludzie zwykli tępić niektóre stworzenia, te tak zwane potwory, które w rzeczywistości intelektualnie stoją na takim samym poziomie jak ich prześladowcy, a może nawet wyższym. 

À propos Wiedźmina, to jeśli chcecie zobaczyć jak ten smok wygląda w filmie, to zdecydowanie nie polecam; jeszcze się zaczniecie jąkać, ślinić, albo pojawi się jakieś nocne moczenie.
Z tego co wiemy, nic nie wiemy o północnej części Śródziemia, oprócz tego, że żyją tam ludy dzikie, okolice są nieznane, że stamtąd przybył strażnik Aragorn, i że żyły tam smoki. Najwięcej informacji o tych stworzeniach znajdziemy w książce J. R. R. Tolkiena Hobbit.  Pozwolę sobie zacytować autora, gdyż jest wszystko idealnie opisane i nie ma co tego skracać czy przerabiać:

Smoki, jak wiadomo, kradną złoto i klejnoty ludziom, elfom i krasnoludkom, gdziekolwiek się da; strzegą swoich łupów do ostatniego tchu (czyli na wieki, bo nie umierają, chyba że je ktoś zabije), ale nie umieją się nimi cieszyć, nie używają z nich nic, bodaj miedzianego pierścionka. Smoki wcale nie odróżniają pięknej roboty od partactwa, chociaż dobrze się zazwyczaj znają na rynkowej cenie przedmiotów. Same też nic nie potrafią zrobić […].W owych czasach na północy żyło wiele smoków, złoto zaś stało się zapewne rzadkością, kiedy krasnoludki zbiegły na południe lub wyginęły, a smoki szerzyły coraz gorsze nieszczęścia i spustoszenia.[1]

Wielki i potężny Smaug był jednym ze smoków, który przybył z północy po złoto krasnoludów. Miasto Dal położone niedaleko Góry ze skarbem słyszało łopot jego skrzydeł, który był jak huragan – położył wszystkie sosny na Górze – a gdziekolwiek smok przeleciał zapalał się las. Przez jakiś czas terroryzował miasto aż opustoszało, potem zapadł w głęboki sen i nikt go nie widział od wielu lat.

Smaug był czerwonozłocisty, brzuch miał bledszy oprószony drogimi kamieniami od stałego wylegiwania się na bogactwie. Bilbo Baggins podkradł się do bestii podczas jej snu i ukradł jeden puchar. Smauga zbudziło przeczucie (niespokojny sen o małym, lecz dzielnym wojowniku) i przeciąg, gdyż hobbit i krasnoludki nie domknęły drzwi. Najbardziej przeraził go brak złotego pucharu. Smoki znają swoje skarby z dokładnością do jednej monety, toteż Samug od razu zorientował się, że ma nieproszonych gości. Nigdy nie zamierzał przebaczyć ani zapomnieć kradzieży. Doskonały węch oraz zdolność drzemania z otwartymi oczami pozwoliły mu namierzyć Bilba, gdy ten wkradł się tam po raz drugi. Smaug również potrafi mówić, uwielbiał zagadki i niewątpliwie był inteligentny – od razu się domyślił, że hobbit przybył z krasnoludami, że jest ich czternastu. Mało tego zaczął siać zwątpienie w sercu małego Bilba, szydzić z jego naiwności. Hobbit rzeczywiście poczuł się nieswojo – tak działa magia smoka. Lecz Smaug był próżny i dał się podpuścić malcowi. Bilbo pod pretekstem chęci obejrzenia jego cudownej łuskowatej zbroi dostrzegł w pancerzu ubytek. I właśnie w tę lukę, pod lewą piersią, strzelił Bard – łucznik z Miasta na Jeziorze. Czarna strzała zagłębiła się aż po lotki. Tak zginał Smaug. 

W filmie smok jest świetnie pokazany i świetnie zdubbingowany, choć niestety reżyser nie zachował oryginalnego koloru łusek Smauga.

To był przegląd najpopularniejszych smoków w literaturze, a następnym razem postaram się znaleźć inne, mniej znane smoki, a mam nadzieję równie ciekawe J         




[1] Tłum. M. Skibniewska, W-wa, 1960.

piątek, 16 października 2015


Ciąg dalszy Alien Big Cats ;)
Singapur znaczy dosłownie "Miasto Lwa" (z sanskryckiego: singa - lew, pura - miasto). Nazwa jakiegokolwiek terminu geograficznego nie bierze się znikąd. Ta prawdopodobnie pojawiła się ponad 100 tysięcy lat temu, gdy lew afrykański postanowił odłączyć się od stada i ruszyć na wschód. Lew azjatycki jest dziś gatunkiem niemalże wymarłym, na świecie żyje zaledwie kilkaset sztuk w hinduskim parku narodowym Gir Forest.
Niedaleko Singapuru, na sąsiedniej wyspie Sumatrze, pojawił się kot. Mniejszy od tygrysa, ale mocniej zbudowany, pozbawiony cętek czy pasków, o złotej sierści i krótkim ogonie. Miejscowi nazwali zwierzę cigau.

Richard Freeman napisał o swojej ekspedycji na Sumatrę (2004r.) i wspomniał o tajemniczym kotowatym:
"Kiedy ojciec Sahara był jeszcze kawalerem (Sahar jest w tym samym wieku co ja, więc prawdopodobnie rzecz działa się w latach 60) zobaczył cigau. Kerinci handlowała wtedy z Sumatrą. Wymieniano ryż na takie dobra jak jedwab. Ojciec Sahara i czterech innych mężczyzn podróżowało szlakiem handlowym. Ścieżka prowadziła przez dżunglę. Jeden z mężczyzn popełnił straszliwą gafę: wyjadał ryż wprost z garnka zamiast czekać na wydanie swojej porcji. W środku nocy przyszedł po niego cigau. Podkradł się do obozu i porwał go w ciemność. Kot był mniejszy od tygrysa, ale masywniejszy, miał srebrzystą, lwią grzywę i złote futro. Jego przednie łapy były dłuższe niż tylne, jak u hieny. Ogon krótki. Mężczyźni przeszukali dżungle w poszukiwaniu kamrata, ale znaleźli go już martwego, z wypatroszonym brzuchem”.
To jest tylko opowieść sprzed prawie pół wieku, ale ekipa Freemana znalazła także ciekawą poszlakę dotyczącą tej kryptydy: kłaczki jasnej sierści. Badanie DNA wykazało, że jest to z pewnością ślad po kotowatym. Wśród tubylców krążą legendy o cigau, który kryje się niedaleko zwalonego drzewa, tworzącego nad rzeczką naturalny most. Bestia może wypłynąć i pożreć tych, którzy ześlizgną się do wody. Istnieje dużo relacji o cigau w wodzie, wielu wspomina jak potrząsa grzywą otrzepując się z wody. Cigau jest też ponoć bardzo agresywny.
Podsumowując te wszystkie legendy i relacje: cigau jest prawdopodobnie prehistorycznym stworzeniem, wskazywałaby na to jego budowa: dłuższe przednie kończyny niż tylne. Być może to pozostałość lub krzyżówka lwa azjatyckiego z innym kotowatym. Druga teoria jest taka, iż jest to zupełnie nowy gatunek zwierzęcia, dopiero czekający na odpowiednie sklasyfikowanie.

Glawackus – to tajemnicze stworzenie, które widziano w Ameryce Północnej w okolicach miasta Glastonbury. Nazwa zwierzęcia pochodzi od tej miejscowości, „wacky” oznacza „nieobliczalny”, natomiast przyrostek „us” brzmi bardzo łacińsko i nadaje powagi (lub śmieszności).
Historia tego ciekawego stworzenia trwała tylko niecały rok. Rozpoczęła się na przełomie grudnia i stycznia (1938/1939 r), kiedy to w okolicy miasta Glastonbury znajdowano okaleczone i martwe zwierzęta domowe. Grupa myśliwych przeszukała pobliski las w celu odnalezienia sprawcy, lecz powrócono z pustymi rękoma. Gazeta The Hartfort Courant opublikowała artykuł mówiący o tej wyprawie: „Guffaws of Glastonbury Glawackus Greet Gloomy Gang Of Gunners" („Potwór z Glastonbury Glawackus pozdrawia ponurą grupę strzelców”). Wydrukowano nawet mapę, na której zaznaczono obszar polowań glawackusa. Według świadków potwór jest połączeniem psa i kota, wydaje mrożące krew w żyłach wrzaski, sierść ma ciemną.


Mit o strasznym kotowatym rozszerzył się niezwykle szybko. Wkrótce zaroiło się od naocznych świadków, coraz bardziej niebanalnych opowieści (pewien mężczyzna zastrzelił rysia i wmawiał ludziom, że to glawackus), powstała nawet grupa taneczna The Glawackus Ball i wiersz o tej bestii!
Jednych z myśliwych był William F. Bonvouloir, który omal nie zastrzelił glawackusa. Zobaczył go niedaleko jeziora Diamond Lake. Było to „piękne czarne stworzenie o wzroście około trzech stóp i długim na dwie stopy ogonem” – jak to opisała gazeta. Bonvouloir strzelił, lecz chybił, a spłoszone zwierzę umknęło do lasu.
Podjęto próbę ustalenia tożsamości tego tajemniczego kota: iż jest to ryś, lew zbiegły z zoo, niedźwiedź. W końcu sensacja zaczęła cichnąć, aż w lipcu 1939 r. w gazecie ogłoszono ostateczny koniec glawackusa – został zabity. Tajemniczym potworem okazał się… pies. To jednak nie wyklucza możliwości istnienia innej, dużo bardziej przerażającej kryptydy, prawda?
Ostatnim kotem, którego chce wam przedstawić jest gepard wełnisty. Jest on w zasadzie ekskryptydą. Po raz pierwszy świat usłyszało o nim w 1877 r., kiedy to do londyńskiego zoo przywieziono niezwykłego geparda. Kocur był bardziej krępy niż jego znani nam kuzyni, miał masywniejsze konczyny, gęstszą sierść, a ponad to jego cętki nie były czarne, lecz brązowawe. W Beaufort West (Afryka Południowa) znaleziono jeszcze dwa takie koty. Dziś uważa się, że był to albo albinos albo mutacja.         

poniedziałek, 28 września 2015

Alien Big Cats

Bestie – tak nazywane są zwierzęta, które wyglądem odbiegają od norm, bezmyślne, siejące zniszczenie kreatury, krzywdzące ludzi bądź ich dobytki. Czy jednak na pewno są takie krwawe i pełne nienawiści? Skąd biorą się takie monstra? Wiele osób wierzących sądzi, iż są one zesłane przez Boga i mają za zadanie ukarać ludzi. Naukowcy podchodzą do kwestii bestii bardziej rozumnie. Według nich to człowiek jest winny. Monstra stworzyliśmy my sami. Ale jak? Sposobów jest wiele.  Na przykład psy. Gdy są małe, rozpieszczamy je, są naszymi ulubieńcami, martwimy się o nie i chronimy. Gdy dorastają, niektórzy z nas olewają je bądź biją i wyrzucają z domu. Przerażony pies dziczeje, tak rodzi się bestialskie zachowane, które doprowadza do agresji. Zapewne wiecie, dla niektórych osób posiadanie psa lub kota nie jest satysfakcjonujące, zakupują coraz to bardziej egzotyczne zwierzęta, często nawet groźne. Tak więc, nie tylko w cyrku można zobaczyć tygrysa lub geparda w niewoli. Ale zarówno z cyrku jak i z prywatnego domu, taki kiciuś może uciec, nie zawsze jest łapany i grasuje po okolicy, dając gawiedzi pretekst do tworzenia legend na temat strasznych bestii, pożerających niegrzeczne dzieci, czy zabłąkanych ludzi. Tak powstaje zjawisko alien big cats („obce duże koty”). Polega na rzekomym występowaniu dużych kotów na terenach nieobejmujących ich rodzimych stron. Zwykle wokół tego tematu pojawiają się sieci teorii spiskowych, zjawisk nadprzyrodzonych, czy nawet UFO. Używa się też terminu phantom cats („widmowe koty”). Takie anomalie występują zazwyczaj w Australii, Nowej Zelandii, na Hawajach, ba! Mamy nawet przypadek z Polski. Jednak najwięcej doniesień o dużych obcych kotach pochodzi z Wielkiej Brytanii. Ale o tym później.  
Dziś omówię dla was niewielką część tych zwierząt. Na wstępie zajmiemy się bardzo ciekawymi tygrysami kolorowymi.
Na świecie żyje około czterdziestu gatunków kotowatych. Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o obserwacji nowych odmian tych zwierząt. Na przykład tygrysy białe: niegdyś były uznawane za czystą fantazję, jak się okazało niesłusznie. Tygrysy białe są obecnie objęte  ścisłą ochroną jako gatunek zagrożony wyginięciem. Zastanówmy się zatem, skoro białe tygrysy były mitem, to czy na świecie mogą żyć inne gatunki kotów, choćby tak absurdalne jak tygrysy niebieskie? Otóż, tubylcy zamieszkujący prowincję Fujian w Chinach utrzymują, że ich tereny zamieszkiwane są przez tygrysy, których sierść ma błękitny odcień. Jest to jak najbardziej możliwe! Należy pamiętać, że na świecie istnieją koty z niebieskawym ubarwieniem, jak chociażby kot rosyjski niebieski. Pierwsze spotkania z tygrysami błękitnymi opisał amerykański misjonarz Harry R. Caldwell w swojej kronice Blue Tiger (1910 r.). Pojedyncze przypadki zarejestrowano w roku 1925 oraz w latach 50. podczas wojny koreańskiej. To świadczyłoby, że niebieskie koty zamieszkują nie tylko Chiny, ale także inne krainy Dalekiego Wschodu. Taki podgatunek nazwany został tygrysem maltańskim. W stanie Oklahoma w zoo odnotowano narodziny kocięta o pseudoniebieskim zabarwieniu.

Rodzice młodego byli normalnie umaszczonymi, bengalskimi tygrysami. Badacze uznali to zjawisko za zwykły błąd genetyczny, tj. któryś z rodziców posiadał wadliwy gen, który był odpowiedzialny za wydzielanie się melaniny. To samo stwierdzono w przypadku czarnych tygrysów. Tę chorobę nazwano pseudomelanizmem. Polega na rozszerzaniu się czarnych pasów tygrysa. Istnieje jeszcze jeden podgatunek: Golden Tabby. Jest to rudawy tygrys z białym brzuchem w czekoladowe pasy; powstaje w wyniku krzyżówki tygrysa białego i normalnego (pomarańczowego). Niestety błękitne i czarne tygrysy nie cieszą się dużą popularnością, ponieważ według badaczy powodem ich odmiennego wyglądu jest zmutowany gen odpowiedzialny za ubarwienie i nie są godne tego, aby uważać je za odrębny gatunek. Generalnie występuje dużo relacji o tygrysach różnego umaszczenia: czarny z Indii, brązowy z Tajlandii, różowy z Afryki… Do wyboru do koloru. Czy są to okazy naturalne? Być może tak, być może nie. Kolorowe koty są na razie przedmiotem badań kryptozoologów i genetyków.

Ciekawy jest przypadek zmutowanego kota, który atakował zwierzęta hodowlane w Exmoor. Wiosną 1983 roku, coś napadało na stada owiec w Wielkiej Brytanii na terenach Exmoor. Świadkowie twierdzili, że był to wyjątkowo duży czarny (lub brązowy) kot, przypominający pumę czy panterę, choć niektórzy stwierdzali, iż był to raczej pies, nie kot.

Zwierzę miało ponad dwa metry długości, ciało było giętkie, a stworzenie poruszało się z niewiarygodną szybkością i zwinnością. W 1983 roku Brytyjskie oddziały Marines wyruszyły na polowanie na kota. Żołnierze potwierdzili jego istnienie. Również miejscowy przyrodnik Trevor Beer widział panterę. Dodał, że łeb był dość płaski, a uszy małe. Nie zrobiła mu krzywdy, popatrzyła się chwile swoimi żółto-zielonymi oczami i odeszła w las. Nie schwytano jednak tego okazu. Za to płynęły doniesienia o innych bestiach rzekomo grasujących w okolicach położonego nieco dalej Dartmoor i Muddiford. Początkowo nie dawano wiary świadectwom ludzi widzących te stworzenia; uważali, że widziano w rzeczywistości domowe koty, psy lub lisy. Trzy lata później wykonano odlew łapy zwierzęcia, badacze stwierdzili, że bez wątpienia pozostawił je wielki kot, prawdopodobnie ryś. W 1989 roku farmer Norman Evans znalazł truchło wielkiego kota. Zwierzę miało brązową sierść, spiczaste uszy, prawie metr długości i pół metra wysokości. Okazało się, że tajemniczy zwierz to kot błotny, w naturze zamieszkuje tereny Azji. Skąd się wziął w Anglii? Zdaje się, że powracamy do tego, co mówiliśmy na początku artykułu.

To jeszcze nie koniec "obcych wielkich kotów"; zapraszamy do przeczytania następnego artykułu, który przy dobrych wiatrach ukaże się za dwa tygodnie :)

Karina Sołtysiak
Bartłomiej Kotra  

sobota, 5 września 2015

Bestia z Bray Road

Bray Road jest cichą wiejską drogą biegnącą niedaleko większego miasta Elkhorn w stanie Wisconsin w USA.  Nagła gorączka niesamowitych relacji na początku lat 90. XX w. skłoniła władze stanu do podjęcia pewnych kroków. Młoda reporterka, Linda Godfrey, z lokalnej gazety Walworth Country Week, zostaje wytypowana, by zbadać całą sprawę. Od kilku tygodni ludność z okolicy Bray Road widuje dziwne, włochate stworzenie. Godfrey początkowo nastawiona była sceptycznie, jednak później z wielkim zaangażowaniem śledziła losy tej kryptydy. Jej seria artykułów dotyczących bestii przerodziła się w książkę o tytule The Beast of Bray Road: Trailing Wisconsin's Werewolf. Nieco później wydała drugie dzieło: Real Wolfmen – true encounters in modern America. A w sumie napisała aż siedem książek o tym stworzeniu. Łatwo się domyślić, że Linda sklasyfikowała bestię z Bray Road jako wilkołaka.



Wilkołak to stworzenia pojawiające się nader często w kulturze, już od starożytnej Grecji; sławny mit o królu Arkadii Lykaonie, który poczęstował bogów olimpijskich ludzkim mięsem, co bardzo rozzłościło Zeusa. Zamienił Lykaona i jego ród w wilki. Nota bene, w Arkadii przez jakiś czas praktykowano kanibalizm, ofiara z człowieka, a następnie zjedzenie go (bądź jego części) miały zapewnić ochronę tamtejszej ludności przed napadami wilków.

Wracając do bestii, stwór po raz pierwszy został zauważony w 1936 r. Świadkowie nie byli jednak zbyt skłonni do zeznań, gdyż obawiali się, że opinia publiczna uzna ich za świrów. Potem bestia widywana była coraz częściej aż do późnym lat 90. Świadkowie twierdzili, że przypominała wilka lub ogromnego, kudłatego człowieka. Miała ponoć dwa metry wzrostu i potrafiła poruszać się na dwóch nogach, z tym, że kolana potwora wyginały się w drugą stronę. Sierść wilkołaka była ciemna, uszy spiczaste. Nasza dziennikarka zebrała szereg niezwykłych opowieści na temat tej kryptydy: jedni twierdzą, że widzieli przemianę wielkiego potarganego człowieka w wilka i vice versa, a nawet, że wilk zamieniał się w ducha!

Przejdźmy teraz do bardziej szczegółowych relacji J
Był rok 1991. Pewna młoda kobieta imieniem Doristine Gipson jechała Bray Road późnym wieczorem. Kiedy zbliżyła się do skrzyżowania z Hospital Road, pochyliła się, by zmienić stacje w radiu. Wtem prawa strona jej samochodu podskoczyła lekko, jakby na coś najechała. Zaskoczona zatrzymała auto i wysiadła. Na drodze nie było nic; rozejrzała się dookoła. Jakiś cień stał niedaleko pojazdu, lecz już poza zasięgiem światła. Postać ruszyła ku niej. Doristine nie widziała dokładnie stwora, lecz był wysoki i dość masywny, słyszała odgłos jego ciężkich stóp. Szybko wycofała się do samochodu, już miała odjechać, gdy bestia niespodziewanie skoczyła na pojazd. Na szczęście dach okazał się zbyt śliski i wilkołak spadł na chodnik, gdy kobieta ruszyła. Nie miała pojęcia, czym było to stworzenie. Może niedźwiedź? Chciał ja zaatakować, ponieważ go potrąciła. Mimo wszystko, postanowiła opowiedzieć sąsiadce o tym spotkaniu i pokazać jej porysowany bok samochodu. Potem wieść szybko rozeszła się po miasteczku Elkhorn i okazało się, że Doristine nie jest jedyną osobą, która widziała bestię.

Pewnej nocy pod koniec tego samego roku, właścicielka baru w Elkhorn, Lorianne Endrizzy, jechała Bray Road. Niemal w tym samym miejscu, co poprzednio Doristine, zobaczyła klęczącą, zgarbioną postać. Zwolniła i podjechała bliżej. Była zaledwie 2 metry od bestii i miała doskonałą okazję, żeby się jej przyjrzeć: twarz była porośnięta szarawą sierścią, podłużna, bardziej przypominała pysk. Żółte oczy śledziły ruch samochodu, ale bestia nie zaatakowała. Lorianne była bardzo rozdygotana po tym spotkaniu; w wywiadzie stwierdziła, że stwór był umięśniony i wyglądał niemal jak potężny mężczyzna, miał nawet pięć ludzkich, normalnych palców! Gdyby nie jego twarz… Gdy tylko usłyszała, że Doris Gripson miała podobną przygodę, upewniła się w przekonaniu, że ta bestia nie była tylko wytworem jej wyobraźni. Natychmiast skontaktowała się z Biurem Kontroli Zwierząt i wraz ze swoją matką udały się do lokalnego wydawnictwa gazet, mając nadzieję, że w ten sposób nagłośnią sprawę. Wtedy na scenę wkroczyła Linda Godfrey. Zebrała masę ciekawych informacji, nie chcę jednak powielać treści, które już w Internecie istnieją, więc dla naprawdę zainteresowanych podsyłam linki J






Faktem jest, że coś, co widzieli ci ludzie, nie było zwykłym wilkiem czy kojotem. To była hybryda, połączenie człowieka i zwierzęcia; tak przynajmniej twierdzą świadkowie. Bestia jednak nie jawi się jako agresywna. Co prawda, pogoniła paru zbyt ciekawskich, ale jedyne co zaatakowała to zwierzęta domowe i hodowlane. Mało tego, przypuszcza się, że wilkołak z Bray Road nie jest pojedynczym okazem. Sceptycy sądzą, że ludzie, nie mogąc sobie wyjaśnić niektórych zjawisk, puszczają wodze fantazji i obarczają winą coś, co w ogóle nie istnieje. Opracowano kilka teorii na temat bestii z Bray Road: że jest to krzyżówka wilka z kojotem lub psem, nieodkryty gatunek psowatych, lub że jest to zwierzę prehistoryczne, które dotrwało do naszych czasów, tzw. shunka warak’in.
Czy to nie wygląda na chwyt turystyczny? Mimo prowadzonych dochodzeń, nie ma wiarygodnych zdjęć, martwych okazów, czy szkieletów. Po wilkołaku pozostają ślady stóp oraz słowa świadków.  


Karina Sołtysiak       

niedziela, 23 sierpnia 2015

Beithir

Wyobraźcie sobie, że idziecie przez szkockie Góry Kaledońskie. Dookoła zielono, las, łąka, wrzosowisko, liczne stada owiec i bardzo nieliczni ludzie. Na widnokręgu szarzą się szczyty. Nagle wasz wzrok przykuwa dziwny szary obiekt. Jest dość duży… albo raczej dość… długi; na oko kilka metrów. Czy to kamień? Kłoda?? Podchodzicie bliżej. Z gładkiej powierzchni wyrastają wypustki, jakby nogi. Czyli to zwierzę… Odskakujecie gwałtownie, gdy łuskowate cielsko poruszyło się.

Mniej więcej tak wyglądały relacje świadków. Niektórzy dodają do tego masywną głowę i spiczaste uszy. Pierwszy raz stworzenie to zanotowano w 1811r, kiedy to grupa szkockich wieśniaków zaatakowała węża, zabiła go i poćwiartowała. Najdziwniejsze w wyglądzie kreatury były nogi – przednie przypominały wielbłądzie, tylne – końskie! W latach 30. XX w. zwierzęta te były widziane w okolicach Loch a’ Mhuillidh w Górach Kaledońskich (Szkocja).  Kolejne spotkanie wypadło w latach 60. Później także w 1975 r, grupa rybaków ujrzała stworzenie o długości 10 stóp (ok. 3m), lecz spłoszone uciekło do wody i odpłynęło. Nigdy nie uczyniło krzydwy człowiekowi. Było raczej łagodne i powolne.

Beithir – ogromna, podobna do węża kryptyda ze szkockiego folkloru, prawdopodobnie pochodząca z obserwacji węgorza europejskiego i zaskrońca zwyczajnego. 
Beithir był uważany za jednego z nieprzyjaznych demonów wodnych, licznie występujących w celtyckiej mitologii, tak zwanych Fuath ( z irlandzkiego: „nienawiść”). Ponoć pojawiał się w letnie noce podczas burz. 
Uczony James MacKillop uważał, że słowo beithir pochodzi ze staroceltyckiego języka i oznaczało „niedźwiedzia” bądź „piorun”. 
Szkocki folklorysta John Gregorson Campbell ustalił, że węża można zabić tylko poprzez odcięcie mu głowy i odłożenie jej daleko od ciała. W przeciwnym razie, te dwie części ciała zejdą się z powrotem. W pracy Celtic Review  z 1908 roku, E. C. Watson opisał beithira jako jadowitego stwora zamieszkującego górskie jaskinie. Wąż swoją destrukcyjną siłę czerpał z błyskawic. 

W Kaledonii znajduje się wzniesienie o nazwie Beinn a' Bheithir („Góra piorunów”). Swoją nazwę zawdzięcza właśnie legendarnemu, ogromnemu wężowi (smokowi, według niektórych źródeł), który zamieszkiwał jaskinię Liath. Pieczara ta przypomina wielką szczelinę, przez którą smok miał wyglądać swoich ofiar. Każdego nieproszonego wędrowca, ośmielającego się przejść przez górę, chwytał w potworne szczęki i zaciągał do jaskini, gdzie rozdzierał nieszczęśnika na kawałki. Tak ludzie żyli w strachu przed kreaturą, aż pojawił się szyper o imieniu Charles. Zacumował swój okręt w przystani na pobliskim jeziorze i między statkiem a brzegiem uformował most z pustych beczek i żelaznych kolców. Po skończonej budowie, Charles umieścił na początku mostu kawałki mięsa i podpalił drewniane beczki. Zapach pieczeni wywabił węża z jaskini. Chcąc dotrzeć do źródła pożywienia, potwór musiał najpierw przejść przez ostre, metalowe kołki. Poranił się przy tym tak bardzo, że niemal zdechł. W międzyczasie statek odpłynął nieco od beczkowego mostu, tworząc szeroką przerwę. Beithir nie miał już na tyle siły, by przeskoczyć na pokład statku, gdzie piekło się smakowite mięsko, i nie mógł wrócić tą samą drogą, którą przyszedł, więc stwór wykrwawił się tam, gdzie stał. Odtąd ludzie mieszkający w sąsiedztwie góry, żyli w spokoju. Nie wiedzieli jednak, że w pieczarze Liath czai się nowe niebezpieczeństwo. Okazało się bowiem, że stwór był samicą! I zostawiła w jaskini szczenię, małą samiczkę, które podrosła i rozmnożyła się w niewiadomy sposób. Gdy jeden z farmerów odkrył to gniazdo beithirów, bez zastanowienia podłożył ogień, mając nadzieję, że w ten sposób zniszczy to diabelstwo. Piski młodych zaalarmowały matkę, niestety znajdowała się wtedy zbyt daleko od pieczary, więc pomimo pośpiechu, jej dzieci spłonęły. Gdy to ujrzała, rozciągnęła się na płaskiej skale i poczęła chłostać się własnym ogonem, aż zmarła. 
Czasem Beinn a’ Bhiethir zwane jest też Górą Smoka. 

Artykuł opracowali:
Bartlomiej Kotra
Karina Sołtysiak       

czwartek, 6 sierpnia 2015

Bazyliszek

Na świecie istnieje wiele zjawisk niewyjaśnionych. Opisywane w nich wydarzenia na co dzień nazywane są niedorzecznościami, jednak czy naprawdę wszystkie z nich są jedynie fikcją? W końcu w każdej legendzie ukryte jest ziarnko prawdy...
Dziś opowiem wam co nieco o bazyliszku. Kryptyda ta nie pochodzi bezpośrednio z Polski, ponieważ motyw ogromnego gada zabijającego wzrokiem pojawia się w przynajmniej kilkunastu kulturach świata. Istota ta znana była w czasach starożytnych w Grecji, Azji Mniejszej oraz Turcji, jako król jaszczurów i węży.

Informacje na temat bazyliszka bywają różne i zarazem zaskakująco podobne: zwierzę to podobno wykluwa się z jaj, które są składane przez siedmioletnie koguty, a następnie wysiadywane przez koguty lub węże. Cały proces wysiadywania potomstwa ma trwać około 9 lat. Według innych legend bazyliszek jest stworzeniem, które rodzi się raz na 100 lat z jaja złożonego przez koguta. Istota ta wyglądem przypomina olbrzymiego węża lub też smoka skrzyżowanego z kogutem bądź jaszczurką. Może osiągać nawet piętnaście metrów długości. Jak wiemy z opowiadań, jest wrogiem pająków. Stworzenie żywi się wszelkiego rodzaju ssakami bądź ptakami, a także większością gadów. Według innych legend zwierzę to nie żywiło się mięsem lub spożywało je w małych ilościach. Krótko mówiąc było wszystkożerne. Jeszcze inne źródła podają, że jego podniebienie delektowało się ogniem, kryształami oraz szlachetnymi metalami. To właśnie dzięki nim miał on uzyskać moc przemieniania swoich ofiar w kamień za pomocą spojrzenia. Innym sposobem uśmiercania przeciwnika był jad, którym pluł na oponenta. Według opowiadań substancja ta była na tyle żrąca, że była w stanie rozpuścić ciało. Sposobem na zabicie bazyliszka było wykorzystanie śpiewu koguta, zapachu łasicy, bądź zmuszenie go, by spojrzał sam sobie w oczy (lustro).
Pliniusz Starszy w "Historii Naturalnej" opisywał bazyliszka jako węża z jaśniejszą plamą na głowie, która kształtem przypominała koronę. Z czasem w relacjach zaczęły pojawiać się informacje odnośnie jego żółtego upierzenia, skrzydłach oraz ogonie węża, który był zakończony hakiem lub drugą kogucią głową. Naturalnymi miejscami pobytu bazyliszka były podziemia oraz pustynie. Tajemnicza kreatura według legend była w stanie posługiwać się ludzkim językiem oraz miała bzika na punkcie świecidełek. Kto nie chciał oddać jej swoich skarbów, ginął przemieniony w kamień.





Wśród kryptyd bazyliszka można uznać za jedną z najbardziej popularnych. Jest często wykorzystywany w literaturze:


1. Harry Potter i Komnata Tajemnic:

Według książki J. K. Rowling bazyliszek (zwany też „Królem Węży”) to ogromny wąż, mogący żyć setki lat, rodzi się z kurzego jaja podłożonego ropusze, jest śmiertelnym wrogiem pająków, boi się natomiast piania koguta. Jego bronią jest oczywiście wzrok, który zabija każdego, kto spojrzy mu prosto w oczy; kto nie spojrzy mu prosto w oczy zostaje spetryfikowany, czyli zamieniony w kamień. Oczy bazyliszka wg Rowling były koloru żółtego. Oprócz tego posiada szereg jadowitych, długich na ok. 1 m (w książce było napisane, że są długie jak miecz Gryffindora) zębów. Jad bazyliszka jest śmiertelny i szybko się rozchodzi w ciele. W Komnacie Tajemnic bazyliszek był zielony i gruby jak pień dębu. Krew gada była ciemna, prawie czarna. Poza tym, posiadał inne cechy właściwe wężom: rozwidlony język, służący mu za węch (nie sugerujcie się filmem, jakoby bazyliszek po utracie wzroku miał zlokalizować Harry’ego słuchem; węże są głuche!), syczał, pokryty był łuskami. Ciekawostka: po łacinie bazyliszek to regulus – tak miał na imię brat Syruisza Blacka ; Regulus znaczy „mały król”.

2. Wiedźmin. Miecz przeznaczenia: tu już wygląd bazyliszka jest całkiem inny: cudaczne cielsko, łapy pokryte łuskami, zakończone sierpowatymi szponami, błoniaste skrzydła, ptasi dziób, jaszczurczy ogon. Skrzyżowanie koguta z wężem.
3. Bardzo podobny opis znajdujemy w Encyklopedii demonów autorstwa Barbary i Adama Podgórskich. Bazyliszek wylęga się z jaja zniesionego przez siedmioletniego bądź dziesięcioletniego koguta. Ma postać kura z białymi plamami na głowie, które przypominają koronę (stąd „król”). Porusza się na dwóch kurzych nogach, a oczy jego są żabie. Dalszy opis zgadza się z książką Sapkowskiego. Bazyliszka ponoć da się zabić jedynie lustrem, gdy on sam na siebie spojrzy, choć Harry i Geralt udowodnili, że miecz jest równie skuteczny.
4. Polska legenda: w Warszawie w starej piwnicy żył bazyliszek; wygląd jak wyżej, z tym, że teraz dostajemy informacje o jego wielkości: nie był za duży, bo śmiałek, który zszedł do piwnicy, by go pokonać, mógł go unieść na rękach.
5. W Kronikach Spiderwicka, a zwłaszcza w jego Przewodniku terenowym po fantastycznym świecie wokół nas spotykamy się z wariantywną nazwą bazyliszka – kuroliszek. Według Spiderwicka, jajo kuroliszka musi być złożone podczas pełni księżyca i wysiadywane przez dziewięć lat przez żmiję lub ropuchę. Każde żywe stworzenie, które spojrzy bazyliszkowi w oczy zamienia się w kamień. Oprócz piania koguta, zgubna jest dla niego woń łasicy. Dodatkowo Spiderwick podaje jako cechę charakterystyczną rogowe narośle nad oczami potwora.       
Czy bazyliszek jest prawdziwym stworzeniem? Obecnie na naszym świecie żyje niewielki gad noszący jego miano. Należą one do rodziny hełmowatych, jednak dawniej były zaliczane do rodziny legwanów. Bazyliszek jest jaszczurką o długich silnych nogach i szerokich stopach z szeroko rozstawionymi palcami o łuskowatych obwódkach umożliwiających jej bieganie po wodzie i pływanie. Utrzymując się na powierzchni wody dzięki napięciu powierzchniowemu i szerokiemu rozstawieniu palców, bazyliszek odbiega wystarczająco daleko od napastnika. U samców charakterystyczny grzebień grzbietowy.


I to by było na tyle. Mam nadzieję, że materiał przedstawiony wam się spodobał. A to nie ostatni. Na sam koniec chciałbym serdecznie zaprosić na swój kanał, gdzie odnajdziecie krótsze wersje prezentacji, które być może was zainteresują. W końcu nie wszystkie kryptydy wydają się ciekawe.

https://www.youtube.com/channel/UCjQHJTsBsZ59JQQQUZvZ2Mg

Artykuł opracowywali:
Bartłomiej Kotra
Karina Sołtysiak